DOMOWE UGRUPOWANIE POSZUKIWACZY ARTEFAKTÓW na tropie !
Nie jesteś zalogowany na forum.
PRZEDMOWA :
Gdzieś pod Beregost nieopodal Wrót Baldurana, dziadunio przemieszał kaszę drewnianą łychą i spojrzał z wyrzutem na karczmarkę. W jednym spojrzeniu starca zawarły się wszystkie konieczne do przekazania informację a jego olbrzymie niebieskie oczy na siwo-białym obliczu jakby ze smutkiem oskarżyły karczmarkę o sabotaż …. Wykonany na omaście.
Edwina Bellengath, żona karczmarza prychła na dziadka i oddaliła się by zająć się pozostałymi gośćmi przybytku. „Coś wisi w powietrzu, ostatnim razem gdy był tu taki tłum to w Tethyrze wybuchła rebelia”! pomyślała i znikła pomiędzy blatami i plecami gości.
Dziadek uniósł łyżkę do ust, powąchał zawartość, westchnął i pochłonął kaszę krzywiąc się jak aktor do swojej pierwszej roli, którego brak doświadczenia karze wykonać wszystkie zabiegi aktorskie jak tylko wyjdzie na scenę.
Coś stuknęło o dziadowy stół i gdy ten podniósł wzrok ujrzał pełen kufel Ale, nad nim stał uśmiechnięty mężczyzna w karminowym kubraku z białymi falbanami przy kołnierzu i lutnią przewieszoną przez plecy. Mężczyzna był mocno zbudowany, skóra na jego twarzy była opalona i z wyraźnymi śladami po słońcu i śmiechu. Mężczyzna nie był młodzikiem lecz już na pierwszy rzut oka wydawał się krzepki i wartki niczym nastolatek. „Właściciel tego przybytku powiedział, że by posłuchać bajend to trzeba zwrócić się do Ciebie starcze” wychuczał niskim melodycznym głosem i od razu rozsiadł się naprzeciw stołu.
„Opowiadaj dziadku, byle obszernie i interesująco a Twój kufel nie będzie dzisiaj pusty”, rzekł po czym odwrócił się do przechodzącej karczmarki i odebrał od niej paterę z mięsem i serem.
Dziadek na sam widok tej patery skołował się, zaślinił i rzekł :
„YYYYYYYYYY ………. Nooooo ….. od czego by tu…..
To może od początku”
„Ehhh trudno być poszukiwaczem przygód …. Nie zrozumcie mnie źle, zawsze może być gorzej, ktoś kto widział kiedyś prace gnojarzy z Trademeet na pewno teraz przyznał by rację.
Jednak bycie poszukiwaczem przygód to coś zupełnie innego… Weźmy na przykład warunki bytowe, ile kroć dzienna wędrówka kończy się w jakimś cholernym wykrocie śpiąc z na wpół wrażonym korzeniem w dupie, albo jedząc w obskurnej karczmie polewkę, która smakuje jakby przez tydzień gotowali w niej quasita, który przed śmiercią zdążył się jeszcze do niej sfajdać… A ryzyko zawodowe ?! Komedia !!! Pamiętam jak gdzieś na początkach swej drogi wykonywaliśmy zlecenie dla księcia… mieliśmy sprawdzić czy służba nie knuje czy nie kradnie a skończyło się tak, że z malowidła wyskoczył Demon i całą noc ganiał na po dachu…
Więc jak to się dzieje, że wciąż znajdują się młodziki którzy chcą łapać się tego zajęcia tak jak i my w ich wieku ?
Opowieści
Opowieści i ich bohaterowie, tacy jak Drizzt DuOrden, mroczny elf, który wbrew swemu dziedzictwu przełamał stereotyp i stał się bohaterem. Ratując całe rejony od zagrażających im potworności. Osoby takie jak Lady Tanna Magbrand, najwyższa Maginka, która oddała życie w walce z pomiotem Baala, ratując Calmishan i okolice. Czy może sam Diego Estevan De Fuego, korsarz, pirat, kochanek i szermierz, którego podboje miłosne i pojedynki znane są od slumsów Calimportu po pałace Waterdeep… Mógłbym wymieniać ich godzinami, jednak wszyscy Oni mają najczęściej jeden wspólny mianownik… swoją pierwszą odważnie podjętą złą decyzję.
OPOWIEŚĆ GULDANA
Słońce prażyło jak cholera, co biorąc pod uwagę odporność na ogień nie powinno specjalnie przeszkadzać Diabelstwu, jednakże z jakiegoś całkowicie innego powodu doprowadzało go to do szału…. Ostatnio nie wiodło mu się zbyt dobrze… od kiedy podjął decyzję o ruszeniu na szlak w poszukiwaniu przygód, wszystko co mogło pójść nie tak jak powinno, szło nie tak jak powinno.
Guldan był przyzwyczajony do tego, że życie często daje szanse jak i często ją zabiera ale od ostatniego roku wszystkie niepowodzenia przypisywał jednej niefortunnej nocy, gdy ograł w kości jakiegoś kupca z kilku losowych gratów i wbrew ostrzeżeniami byłego właściciela, całkowitym przypadkiem wypuścił na wolność demona…. Gdy ten upewnił go w przekonaniu, że nie zamierza go zabijać a jest mu wdzięczny za uwolnienie… Guldan odważnie i z pełną premedytacją popełnił swoją złą decyzję pytając : „W takim wypadku, czy w ramach oswobodzenia wiąże się z tym jakaś nagroda, Przyjacielu?”
Ciekawe całe życie udawało mu się sprzedawać ludziom i nie ludziom marzenia a mimo tego sam również kupił jedno od szarlatana …
„Dam Ci moc, moc którą będziesz mógł naginać świat do swej woli, a po trzech latach przyjdę a Ty oddasz mi to czego sobie zażyczę „
Słowa tej obietnicy głucho wybrzmiewały mu w głowie gdy szedł po żwirowej drodze w tym cholernym upale. Myślał o wszystkich ostatnich zleceniach jakie zgromadzona przez niego grupa ostatnio wykonywała,
- znajdźcie burka, na pewno coś go zeżarło wy tym cholernym lesie
- mąż przestał odpisywać na listy na pewno coś się mu straszliwego stało gdy jako celnik pracował w pocie czoła
- Sukub opętał naszego stryja, który pewnego dnia zdecydował się przepisać całą rodzinną fortunę tej latawic z dzielnicy portowej
Ludzie nigdy nie lubili słuchać prawdy, więc kiedy tylko się dało to Guldan uraczał ich opowieściami o tym jakie straszne losy spotkały Stryja zboczeńca, o tym że to nie wilki zeżarły burka a bazyliszek, czy o tym że to nie kochanka w mieście a sam król licz wyszedł z nekropoli by męża porwać…. Czasem się udawało czasem nie ale zawsze przynajmniej rozjaśniało to jego humor… do Czasu gdy drużyna się powiększyła i ich dobra natura nie zaczęła wpływać na jego postępowanie.
Guldan odwrócił głowę by spojrzeć na towarzyszy i natychmiast spotkał wściekły wzrok Helgi.
OPOWIEŚĆ HELGI
„Ty cholerny rogaty durniu!!!”, chciała wykrzyczeć ale głos grzązł jej w gardle o spieku który panował dookoła. „Wlokę się po tym zasranym bezdrożu a powinnam siedzieć w kuźni i pracować!!”. Helga była wściekła, coś w jej wściekłości zawsze kierowało ją głową do kuźni, do jedynego miejsca gdzie Helga naprawdę czuła się sobą. Przysadzista Krasnoludka była w swym fachu naprawdę dobra, jednakże w swoich życiowych planach chciała być najlepsza. Ale jak to w życiu los dał jej talent oraz przyjaciela i gdy któregoś dnia u jej drzwi stanął zdyszany uśmiechnięty przyjaciel, Helga popełniła swój zły wybór i postanowiła zatroszczyć się najpierw o swoją kiesę a potem o umiejętności. Przecież i ona znała wszystkie opowieści o Bohaterach i skarbach, jak można było więc odmówić ? Szczególnie, że nagle okazało się iż jej przyjaciel potrafi czarować !!!
Równie szybko okazało się jednak, że jak to zwykło być Guldan przesadził ze wszystkim… Z opowieściami o przygodach i opowieściami o magii… i teraz wloką się tym cholernym bezdrożem, racje żywnościowe skończyły się dwa dni temu a dzisiaj skończyła się woda, droga natomiast skończyć się nie chce… i ten cholerny elf który najwidoczniej miast również martwić się ich sytuacją buja Głową w obłokach…
OPOWIEŚĆ UMIERISA
Umeris kroczył zamyślony nad wizjami zesłanymi przez swojego Boga. Nie kwestionował słuszności i kierunku podróży, gdyż słuszność tego kierunku była oczywista, Savras pokazał mu tą grupę a to oznacza że ma co doń plany.
Umeris oddychał jednostajnie i nic nie wskazywało na jego zmęczenie, gdyż wytrenowane ciało i umysł mnicha był nawykły do ciągłego przekraczania granic zarówno zmęczenia jak i głodu i pragnienia.
Jedyna rzecz jaka nie dawała mu wytchnienia to ostatnie wizje… kim byli Leśna Zakonnica, Stalowy lekarz i czarodziejski mieszkaniec bagien ???
Z rozmyślań wytrącił go dziewczęcy chichot, gdy skupił wzrok ujrzał łowczą drużyny gdy ta biega dookoła latającego motyla i ponownie zagłębił się w kontemplacji tym razem jednak nad istotą młodości.
OPOWIEŚĆ MIRI BUCKWELL
„Jak tutaj jest pięknie !!!!” pomyślała nastoletnia łowczyni biegając wokół motyla tak by zawsze wbiec mu w tor lotu i obserwować jak szybko próbuje wykonać zwrot na swych kolorowych skrzydłach. Miri szczerze nie pamiętała jak to się stało, że wyruszyła na szlak z obecnymi kompanami, pamiętała jedynie że tamtego wieczoru karczma pod krabim szczypcem miała bardzo słodkie wino. Nie przeszkadzało jej to jednak zbytnio… no trochę może bolały ją nogi… no trochę była głodna… no trochę napiła by się win…. Wody… Ehhh szkoda, że cała ta trasa pod krzemieniowy wąwóz okazała się bez sensu ale skąd mogli wiedzieć, że jakaś drużyna poszukiwaczy przygód również zdecyduje się ruszyć na smoka ?! „Jak ja straszecznie chciałabym zobaczyć smoka!!!” pomyślała i nagle usłyszała delikatny turkot gdzieś w oddali, gdy tylko obróciła głowę zauważyła, że tą samą ścieżką powoli wlecze się w ich stronę wóz zaprzęgnięty w woły.
Wiadomość dodana po 1 h 19 min 13 s:
POCZĄTEK - Sesja 1
Podczas wędrówki pustym traktem drużyna napotkała starego woźnicę, który wracając z targowisk w Beregost postanowił podwieźć graczy do najbliższego miasteczka Heywood.
W trakcie podróży dziadek podzielił się z drużyną kilkoma plotkami takimi jak :
• Podobno z Calimshanu do Athkatli przybył Cyrk tysiąca Cudów wielkiego Hammaniego
• Wszystko drożeje w dużych miastach, kupcy z Beregost mówili, że jest to związane z problemami w zatoce mieczy, podpobno znikają okręty, niezależnie od narodowości czy typu, nawet pirackie
• Diuk Herevard Blacktern się żeni i kupcy ciągną na Zamek Hardnig. Ciekawe kto mógłby się spodziewać, że diuk znajdzie nową żonę spoza Amnijskich rodów szlacheckich
• Słyszałem że w krzemieniowym Jarze drużyna bohaterów pokonała smoka i większość skarbów oddała potrzebującym, których smok gnębił całe lata !!! Podobno drużyna była bardzo specyficzna bo cała składała się z różnych ras elfów, krasnoludów a nawet diabelstwa …
Po ostatnim zdaniu Dziadek zamilkł, wytrzeszczył oczy i zawołał : „PANIE PRZECIEŻ TO WY !!!! IDZIECIE OD BRUGHILL A TO PRZECIEŻ Z TRAKTU NA KRZEMIENIOWY JAR!!!
Guldan podchwycił temat od razu i tym samym w przeciągu kilku zdań zrobił z drużyny zawodowych smokobójców, co bardzo szybko zostało zrewidowane w trakcie walki z wilkami po wjeździe do lasu.
Wiadomość dodana po 1 h 19 min 25 s:
SESJA 2
Po wjeździe do Heywood, gracze szybko wdali się w świętowanie lokalnego święta złotego kłosu, jedząc pijąc i wdając się w hazard okraszony drobnym użyciem czarów, powodując tym samym publiczne poruszenie i niesnaski.
Graczy podszedł również karczmarz informując ich o rezydującym kupcu z Athkatli, który wyraził chęć spotkania się drużyną. Niniejszym kupcem okazał się Adoran Von Braugh, kustosz, kupiec i szlachcic z Athkatli na usługach domu Selemchantów (domu odpowiedzialnego za założenie Amn). W trakcie spotkania Von Braugh ujawnił cel swojej wizyty oraz związaną z nią historią :
„W roku 275 panowania rady siedmiu, w zatoce mieczy w związku z Wojną z Tethyrem, często pojawiali się Korsarze mający destabilizować szlaki handlowe, którzy łupili i zabijali wszystkich którzy wpadli im w ręce. Przez pięć lat walki z grabieżcami, każdy kupiec w Amn drżał na samą myśl o czerwonych żaglach Najeźdzcy. Gdy jednak wojna się skończyła, wszyscy korsarze zniknęli, a zastępujący ich piraci okazali się o wiele mniej groźni i łatwiejsi do zlikwidowania. Praktycznie wszyscy poza jedną załogą wkrótce ulegli, morskiej sile Amn. Załogą o której się nie wspomina, która została praktycznie wymazana z annałów Historii, jest brygada Gadatliwej Heran.
Piratki tak zuchwałej i beszczelnej, że statki kupców zostawały znajdywane z załogami wypatroszonymi lub porozwieszanymi na masztach w różne symbole i wzory.
Heran terroryzowała zatokę mieczy długo po wytępieniu najbardziej zajadłych piratów tych wód. Jednakże gdy trzy imperia, wspomagane pomocą Djinów na zlecenie możnowładców z Athkatli ruszyły po nią, Gadatliwa Gamratka utarła im wszystkim nosa po raz ostatni. Heran podzieliła swoją załogę na dwie grupy jedna uciekała na statku przed obławą a druga miała pod osłoną nocy wedrzeć się do miasta i pozabijać władyków. Okazało się jednak, że Heran była bardziej okrutna niż wydawało się do tej pory. Jej ludzie pozostawieni do odciągnięcia obławy byli jedynie przynętą z przeciętymi sterami, która po złapaniu została przywieziona do miasta monety jako trofeum i gdy Rada siedmiu udała się do doków by radować się zwycięstwem, Heran z pozostałą częścią załogi wdarła się do willi Selemchant`ów bezczeszcząc miejsce, gwałcąc Vinniet Selemchant znaną w historii naszego Państwa jako szlochająca szlachcianka, zabijając służbę oraz rabując co wpadło im w ręce, po czym zniknęli jakby nigdy nie istnieli.
Do zeszłego tygodnia nikt zarówno w Amn jak i za jego granicami nie wiedział co stało się z Tą nędzną bezbożnicą i jej kundlami…. Do zeszłego tygodnia, gdy lokalni chłopi odgonili Ogra który był przepasany w pasie sztandarem Heran… Wysłaliśmy za nim tropicieli, jednakowoż udało nam się jedynie określić kierunek w którym udało się to bydle…. Widzicie, z grupy łowczych jakich udało nam się zwerbować wrócił jeden i to na wpół oszalały…. Normalnie pozostawilibyśmy zakończenie tej historii bez wsadzania kija w mrowisko… niestety Lady Donaria Selemchant również dowiedziała się o sprawie i jako zagorzała tradycjonalistka przepatrzyła rodowe księgi by odkryć cóż zostało skradzione tamtego niefortunnego dnia…
Tak więc jestem tutaj by w imieniu Lady Selemchant, Rady miejskiej a przede wszystkim Izby Kultury i Historii zlecić waszej drużynie znalezienie pieczęci Rodu Selemchantów (wręcza graczom rycinę ze szkicem walcowatej pieczęci z wyrytym Herbem w kształcie orła).
Ostatnie plotki dotyczące kierunku wskazują na lasy znajdujące się przy tej właśnie wsi, jak tylko otrzymałem informację, że przy krzemieniowym jarze wasza drużyna ubiła smoka to pośpieszyłem do Heywood, czując w kościach że to właśnie tutaj was spotkam. No i proszę !!!
Domyślam się, że pozostaje nam do doprecyzowania jeszcze kwestia zapłaty. Lady Selemchant uprawniła mnie do podpisania z wami kontraktu uprawniającego każdego z was do zarobienia na przedsięwzięciu (Kustosz szybko przeliczył bohaterów wzrokiem ) po 300 sztuk złota za osobę, awansem płatne po 40 sztuk złota w celu pozyskania odpowiedniego wyposażenia zgodnie z lokalnym kursem walut oraz sprzętów. Pozostałość do odbioru wraz z przekazaniem pieczęci w dzielnicy sądowej Athkatli, we Fridas przyszłego tygodnia w południe. Brak stawienia się na miejscu sprawi automatyczne zerwanie kontraktu i przekazanie sprawy w ręce organu ścigania.
Jutro rano udajcie się do burmistrza miasteczka Cecila, który wskaże wam szczegóły związane z zeszło tygodniowym incydentem.
Następny dzień przywita graczy opłaconym już śniadaniem w gospodzie pod złamanym kołem. Poranek jest spokojny a atmosfera w karczmie ożywiona, jest to drugi dzień festiwalu złotego kłosa.
W głowie każdego z nich rozgrywają się różne scenariusze dotyczące tego czego dowiedzieli się w przeciągu ostatniego wieczoru, wszystkie jednak póki co prowadzą do burmistrza miasteczka Cecila Wagenhaubta.
Gdy drużyna w końcu pojawia się pod domem burmistrza zauważą, że wokół domu krząta się kobieta która w jakimś zamyśleniu mamrota coś pod nosem, po podsłuchaniu gracze usłyszą zdanie „świat stanął na głowie, o tej porze roku żniwa, urzędnicy z athkatli w Haywood a nawet smoki pałętające się po mojej własnej izbie!”
W domu burmistrza dosyć obszernej drewnianej willi, gdzie drużyna spotyka kogoś bardzo niecodziennego.
Camino monolog:
„W dniu gdy podjąłeś decyzję by wyruszyć i poszukać odpowiedzi na nurtujące Cię pytanie co dzieje się młodymi Drakonami, nie spodziewałbyś się że twoja ścieżka może doprowadzić Cię na kolejne odludzie… W sumie nie tego oczekiwałeś… Pojawiając się w Waterdeep u podnóża schodów wielkiej biblioteki byłeś pewien, że znajdziesz trop gdzieś, gdzieś, gdzieś w cywilizacji !!! A miast tego zmuszony byłeś ruszyć za jedynym tropem który wydawał się logiczny … gdzieś na konieć świata do Heywood. Jednakże żyjący dobre kilkanaście stuleci temu Elficki Wiedzący o imieniu Deithanaw Thanelien żył właśnie w tej okolicy, to znaczy zaraz po tym jak oznajmił w kręgu Maginów, że odchodzi by badać Cuda tego świata, gdzieś na jego krańcu… Niestety poza starą mapą rejonu z zaznaczonym kółkiem, którą udało Ci się odkopać ze starego archiwum, informacji mogących pokierować Cię dalej niestety nie było…
Dlatego teraz stoisz przed jakimś zapoconym łysiejącym człowiekiem, który nie umie wyjść z zaskoczenia gdy mówisz o siedzibie elfickiego maga.”
Cecil : „Szanowny Panie … yyyyy…. Smoku …. Z przykrością muszę stwierdzić, że to co Pan opowiada jest wysoce nie możliwe, szczególnie biorąc pod uwagę historię tego rejonu…. Wprawdzie w gęstwinach okalającego nas lasu można by znaleźć różne ruiny prowadzące do czasów gdy Haywood znajdowało się na skraju glorii … Czy wie Pan że miasteczko było potentatem wydobywania miedzi !!! podobno nawet znaleziono w naszych kopalniach złoto… ale potem z jakiegoś powodu wszystko to się skończyło a kopalnie pochłonął las… gdyby pan chciał się dowiedzieć czegoś więcej to musiałby Pan pomówić z Edrykiem naszym lokalnym łowczym, z tego co wiem ostatnio zaszył się w leśniczówce przy wieży na skraju lasu.
W tym momencie słyszy kroki na ganku i pukanie do drzwi.
Drużyna wzbogacona o nowego członka zostaje pokierowana do leśniczówki lokalnego Myśliwego Edryka, który podobno był obecny przy zajściu związanym z pojawieniem się ogra. Gdy jednak grupa dociera już do leśniczówki okazuje się, że Edryka nie ma na miejscu, znajdują tam jednak mapę oraz ślady krwi na poręczy i schodach, które jednoznacznie prowadzą w głąb lasu.
Idąc po śladach drużyna natrafia na dziwny obrząd leśny wyglądający jak próba złożenia ofiary z myśliwego Edryka przy dziwnym, wielkim starym drzewie. Składający ofiarę to leśne wichty (stworzenia złożone z igliwia, korzeni i gałęzi). Po nie długiej walce udaje się pokonać przeciwników i uratować myśliwego, który w przerażeniu bełkocze jedynie o drzewach, rykach i nieprzeniknionym gniewie...
Wiadomość dodana po 1 h 36 min 32 s:
SESJA 3
Drużyna wyciąga Edryka z lasu i sprowadza do leśniczówki gdzie myśliwy powoli dochodzi do siebie. W trakcie przesłuchania Edryka bohaterowie dowiadują się, że rzekomy Ogr okazał się jednak Wzgórzowym Gigantem, który wybiegając na polanę z lasu w ślepej furii wyrwał kilka drzew, pomachał wilkimi łapami po czym zbiegł z powrotem w drzewa wrzeszcząc w niebogłosy.
Odnośnie wydarzeń dotyczących samego Edryka oraz jego niedoszłego losu, Myśliwy opowiada Bohaterom, że całe zajście było jego winą gdyż wszedł za głęboko w las w poszukiwaniu zwierzyny.
Edryk również opowiada drużynie o tym, że las jest prawdopodobnie przeklęty odkąd pamięta. Oraz o tym, że w środku lasu znajduje się stara wieża, którą w dzieciństwie wraz z innymi młodzikami próbowali zbadać co skończyło się śmiercią kilku z nich w tym jego brata Cedirka.
W podzięce za ratunek Edryk wręcza graczom "patelnię ciepłego posiłku" stary magiczny przedmiot, który jest w posiadaniu jego rodziny od pokoleń.
Drużyna pomimo całej wdzięczności jaką Edryk kieruje w ich stronę kończy spotkanie z myśliwym w przeczuciu, że coś zachowaniu myśliwego oraz w tym co mówi jest nie do końca prawdą..
Drużyna udaje się wskazanym przez Edryka tropem w głąb lasu, gdzie pomimo nieudanej próby oswajania Rysia w końcu dociera do serca lasu (starej wieży splecionej z potężnym siwym bukiem , które wyglądają jakby były nie tyle zrośnięte co wyrosłyby razem. Po wejściu na polanę przy wieży pojawia się Driada, która ostrzega całą grupę przed gniewem lasu, a gdy tylko rusza w stronę wieży drużyna zaczyna doświadczać podobnych doznań jak wtedy gdy las wpadł w gniew podczas ratunku Edryka.
Po wejściu na dziedziniec i zabarykadowaniu starych, zniszczonych drzwi bohaterowi wchodzą na piętro by eksplorować wieżę, gdzie zostają zaatakowani w jednym z pomieszczeń mieszkalnych przez kuroliszka.
Wiadomość dodana po 3 h 20 s:
SESJA 4
W trakcie pojedynku z Kuroliszkiem, szybko okazało się, że tam gdzie pojawia się jeden kuroliszek zazwyczaj jest i drugi. Kolejnym wnioskiem dla bohaterów był również fakt, że strzelanie z łuku do walki może zakończyć się śmiercią jednego z walczących, który nie koniecznie jest celem strzelającego.
Drużyna przeszukała piętro mieszkalne wieży z którego wynikało, że jakieś 1000 lat temu w jednym z tych pokoi żyła artystka zarówno zakochana w otaczającym ją lesie jak i w napotkanej przez bohaterów Driadzie, wszystko to udało im się wywnioskować z osobistego szkicownika kobiety.
Na dachu wieży pod koroną drzewa bohaterowie spotkali się z Driadą, która zdążyła powiedzieć im jedynie imię swej dawnej kochanki oraz kierunek z którego nadciągnęli jej oprawcy północny-wschód wręczając tym samym klucz do podziemi wieży w postaci amuletu, po czym padła w spaźmie bólu i płacząc wczołgała się w pień drzewa. W tym samym momencie las wybuchł agresją i kakofonią zawodzącego wycia a z linii drzew w kierunku wieży wyszły leśne wichty.
Drużyna w tempie szybkim ruszyła w dół schodów do piwnic uciekając tym samym od walki i blokując wejście do piwnic. Po przeszukaniu piwnic bohaterowie znaleźli sekretne drzwi prowadzące wzdłuż wieży długimi krętymi schodami złożonymi jakby z korzeni. Po parunastu metrach wdół schodów przed oczami drużyny ukazała się podstawa potężnego drzewa niczym sklepienie sufitu. W tym samym momencie drużyna została zakatowana przez szare śluzy które spłynęły ze ścian gdy tylko bohaterowie podeszli bliżej środka pomieszczenia.
Po dokładnych obserwacjach okazało się, że to co po wejściu do lasu potraktowali za wieżę, tak naprawdę jest drzewem stworzonym z żywego kamienia (Drzewoskałą) a posadzka pod ich stopami jest niczym cienki, półprzeźroczysty, polerowany agat spod którego delikatnie widać fioletową poświatę wydobywającą się gdzieś z podziemi.
Na drugim końcu pomieszczenia bohaterowie znaleźli duże wrota, namalowane jakoby na żywej skale delikatną fluorescencyjną fioletową poświatą. Gdy Umeris zbliżył się do wrót na ich powierzchni zaczęły malować się misterne wzory splatając się finalnie w kształt pięciu smoczych głów Tiamat. U szczytu wrót w delikatnych zagłębieniach pokazały się również delikatne kolorowe światełka, które prowadzone elfią dłonią Umerisa do właściwych smoczych głów finalnie otworzyły wrota w dół jaskini i wzdłuż korzeni Corialisa.
Gdy wrota się otwarły, uszom bohaterów dał się słyszeć wrzask i wybuch.
Offline
SESJA 5
Schodząc w dół wzdłuż kamiennych schodów uformowanych z korzeni drzewa, bohaterowie natknęli się na pomieszczenie w którym korzenie splatały się wzajemnie z jakąś dziwną błonkowatą materią okalającą całość powierzchni. Gdy tylko zaczęli badać pomieszczenie nagle zatrzasnęły się za nimi wrota a do magiczna maszyneria przekierowała pobliski wodospad do wypełnienia pomieszczenia. Jednakże dzielni poszukiwacze przygód pomimo zwalenia z nóg pod siłą uderzenia wody, szybko uporali się z zagrożeniem dziurawiąc okalające ich błoniaste ściany tak ratując własną skórę jak i torując sobie drogę w dół skalnych korzeni Corialisa.
Po ucieczce z pułapki bohaterowie poświęcili godzinę na odpoczynek, sprawdzenie sprzętu oraz krótką medytację, co jak zauważli sprawiło, że odgłosy walki u dołu korzeni przycichły zamieniając się w znikome krzyki co jakiś czas.
Następna komnata jaką bohaterowie napotkali na swej ścieżce to duża sala przypominająca centrum skrzyżowania korytarzy, w której centrum lśnił fioletowy wielo-kryształ (po analizie Helgi, magiczna żyła ziemska, niezmiernie rzadka i o wielkiej mocy energetycznej) a fioletowa poświata oświetlała niedawne pobojowisko i martwe ciała wokół których już grasowali troglodyci. Po walce, w której Camino Gallo przyćmił i zdominował wrogów, poszukiwaczom udało się wśród ciał znaleźć zarówno mroczne elfy (Drowy) jak i ludzi, odzianych w szaty rytualne.
Po zweryfikowaniu kierunków ścieżek, bohaterowie trafili na dwie ścieżki prowadzące w głąb korzeni, jedna z nich ewidentnie odchodząca wgłąb jaskiń podmroku, druga prowadząca wcześniej wybraną ścieżką. Trzecia droga zostało dawno temu odcięta, co dało się wywnioskować badając uszkodzone ogniem pozostałości skamieniałych korzeni.
Kolejna sala którą odwiedziła nasza drużyna była zupełnie inna niż pozostałe, gdyż ani trochę nie przypominała mrocznej plątaniny korzeni, miast tego wyglądała niczym potężny ogród w którym ktoś postanowił zbudować bibliotekę. Tutaj bohaterowie znaleźli umierającego kultystę, lecz nim zdążyli wejść z nim w jakąkolwiek interakcję ten umarł z szyderczym uśmiechem na ustach. Miri wraz z Guladanem znaleźli pomieszczenie wyglądające jak mała czytelnia, gdzie Guldan kierowany swą nieograniczoną pokusą, próbował dostać się do wielkiej skrzyni umieszczonej w pomieszczeniu. Nim zdążył zrozumieć swój błąd, skrzynia ożyła i próbowała go pożreć, jednak dzięki pomocy swych przyjaciół Mimic udający skrzynię szybko został zabity. Poza Mimic`iem bohaterowie znaleźli w pomieszczeniu również dziwnie wyglądającą pelerynę, jakby uszytą z leśnych liści.
Co jeszcze kryje się w tym ogrodzie ? dokąd prowadzi ścieżka ? kim są ludzie i Drowy zabijający się wzdłuż korzeni Corialisa ? i co tutaj się naprawdę dzieje ? Czy to ma jeszcze jakikolwiek związek z naszym zadaniem ?
Offline
SESJA 6
Bohaterowie dokładnie przeszukali truchło Mimika, które jak się okazło, było pełne dziwnych niespodzianek. Wśród łupów drużyna znalazła :
1. Mały mosiężny pierścień, wypolerowany od strony zewnętrznej i z naniesionymi drobnymi runami od środka. Znaleziony przez Helgę Crannog
2. Obity i rozjuszony Ork, który wypadł ze skrzyni wydobyty z jej czeluści przez Camino Gallo.
3. Dziwna żółta substancja o skondensowanym kwiatowym zapachu, znaleziona w skrzyni przez Guldana
4. Duża klamra do pasa w kształcie czerwonej koperty z przecinającymi ją niebieskimi pasami na gwieździstym tle oraz z małą insygniom przypominającą skrzyżowane samopały.
5. 300 szt. podrabianych żelaznych monet barwionych na złoty kolor
Po złupieniu wszystkiego co się dało ze skrzyni, bohaterowie zajęli się dokładnym obszukaniem biblioteki w poszukiwaniu informacji na temat Elfiego Maga, jego badań, martwego kultysty w ogrodzie, ksiąg dotyczących drzewa Corialisa itp.
1. W trakcie poszukiwań Umeris znalazł zapiski Druidycznych legend, spośród których jedna mówiła o drzewie Gulthiasa. Przeklętym przez krew, mającym zradzać skazy w postaci wichtów (podobno korzenie tego drzewa zostały rozesłane w świat przez kręgi druidów, mając na celu zabezpieczać niektóre puszcze).
2. Heldze udało się znaleźć całe stosy rycin i papierów mówiących o anatomii i antropomorfii gadów.
3. Camino po przeszukaniu ciała kultysty odnalazł naszyjnik w kształcie czarnego skrzydła, który zabrał ze sobą.
4. Guldan wśród swoich poszukiwań miał tyle samo szczęścia co Helga
5. Miri w trakcie dokładnego przeszukiwania półek, natknęła się na oprawioną niczym brudnopis, książkę z dzieciencymi baśniami. Po dokładnym zbadaniu okazało się, że książka w grzbiecie miała ukrytą drewnianą dźwignię, po pociągnięciu której otworzyły się ukryte w pomiędzy półkami drzwi.
Ukryte pomieszczenie okazało się tarasem u podnóża którego drużyna zobaczyła olbrzymi smoczy szkielet. Na samym tarasie natomiast dało się znaleźć kolejne spisy i dzienniki maga oraz opasłe tomiszcze jego pióra zatytułowane "CODEX DRACONIS".
Gdy tylko otworzyły się tajemne drzwi, bohaterowie usłyszeli krzyki bólu, gdzieś z dołu korzeni drzewa. To mocno przyśpieszyło decyzje drużyny, która natychmiast ruszyła krętymi schodami za wodospadem wprost do rytualnej komnaty, pełnej draperii, świec i ciał martwych kapłanek Drowów. Wśród trupów kapłanek znalazła się również jedna umierająca, której śmierć miała być odwleczona w czasie, jednakże wciąż nieunikniona. Pomimo próby porozumienia się z Drowką, żaden z bohaterów nie posługiwał się językiem podmroku to też w szybkim czasie bohaterowie podjeli decyzję o pozostawieniu kapłanki i ruszeniu w dół korzeni, skąd niosły się odgłosy nieprzerwanej bitwy.
Gdy bohaterowie dotarli na dno potężnej jaskini, w blasku fioletowego światła, wielo-kryształowej żyły energetycznej ujrzeli splot korzeni w formie spętanej istoty stanowiącej część potężnego drzewa Corialisa. U stóp istoty rozciągały się korzenie oplatające setki kości i czaszek, najróżniejszych istot. Wśród których toczyła się walka pomiędzy kultystami a leśnymi wichtami. Przy końcu sali gracze dostrzegli drzwi w których stojący potężny Drakon zacięcie zabijał leśnych obrońców. Po chwili narady bohaterowie zdecydowali się ruszyć na Drakona by spróbować przebić się w kierunku drzwi, postanawiając, że drużynowa łowczyni powinna ruszyć na pomoc kapłance Drowów, która może będzie w stanie w jakiś sposób pomóc drużynie.
W trakcie walki z istotą, dzięki sprytowi Camino, udało się przekonać kultystów, że bohaterowie są po ich stronie co sprawiło że walka skupiła się głównie na dwóch frakcjach pozwalając drużynie przebić się w stronę drzwi. Niestety zanim udało im się dotrzeć do wielkiego Drakona, istota splotu drzewa uderzyła z całych sił wyrywając jeden z podziemnych korzeni, który odrzucił Drakona do wewnątrz pomieszczenia i tym samym zablokował Wrota.
Gdy poniżej trwała zaciekła Walka, Miri za radą Umerisa udało się do komnaty rytualnej by uzdrowić umierającą Drowkę z nadzieją na skorzystanie z jej pomocy. Jednakże to czego mała łowczyni przewidzieć nie mogła to dźgnięcie w plecy zakrzywionym nożem i próba poświęcenia jej samej na rytualnym ołtarzu w kształcie otwartej, ukorzenionej dłoni. Jednakże dzięki swej półdzikiej naturze i wysportowaniu, Miri szybkim udało się wykorzystać ciężar ciała Drowki i wrzucić ją samą na ołtarz, który w mgnieniu oka zamknął się miażdżąc Drowkę na oczach łowczyni.
Reakcja łańcuchowa wywołana tym zbiegiem okoliczności sprawiła, że spomiędzy wplątanych w korzenie kości, wyszedł potwór w kształcie Ogra stworzonego ze zwiniętych korzeni i od razu rozpoczął mordowanie.
Sytuacja zaczęła wyglądać coraz gorzej i pogarszała się z każdą minutą, wtedy właśnie Umeris dojrzał nieregularność w formie Istoty drzewa. Nie pasujące do całokształtu gładkiej, okorowanej, alabastrowej powierzchni Oko. Nim zdążył zastanowić się nad dalszymi swymi ruchami, jego nogi już niosły go po korzeniach a uzbrojone w nóż ręce rozpoczęły próbę wydłubania dziwacznego Oka z istoty. Dokładnie w tym momencie wszystkie wichty w pomieszczeniu odwróciły się w jego kierunku i zaatakowały, jednak nim którekolwiek zdążyło zrobić mu krzywdę Umerisł wydobył Oko i wszystko wokół umarło.
Camino obserwując co się dzieje rzucił się czym prędzej do zablokowanych wcześniej drzwi gdzie ujrzał Niebieskie światło portalu oraz trzy istoty wchodzące w jego trzewia. Nim ostatnia z nich przekroczyła taflę teleportu, odwrócił się do niego i Camino ujrzał Czarną Drakonkę Rezmir, którą pamiętał z nauk, z wioski u podnóża gór oraz z jej wygnania którego sam był członkiem.
Gdy wszystko ucichło, bohaterowie i pozostali przy życiu kultyści rozpoczęli próbę usunięcia blokady z korzeni drzewa. Zanim jednak mogli choćby przystąpić do próby usunięcia blokady, pojawiała się Driada i jednym ruchem ręki pozbyła się niewygodnej przeszkody, będącej zarówno potężnym korzeniem blokującym drzwi, jak i niewygodnymi kultystami.
Z tego co opowiedziała Driada, wynikło że ponad półtora tysiąca lat temu elfi Mag Deithnawd Thanalien pojawił się w tej okolicy i zmusił potężnego Fey, by ten ukoił wyrastające w tym lesie drzewo Gulthiasa, które zagrażało całemu rejonowy wydając na świat leśne wichty i powoli rozrastając się na całą okoliczną puszczę. Tak właśnie narodziła się driada Leryiara i stała się zarówno strażniczką drzewa jak i Panią okolicznego lasu. Jednak Elfi Mag nie był z tego powodu zadowolony, wciąż uważał, że Fey pomimo wypełnienia umowy i tak go oszukał. Osobą, która miała całkowicie inne zdanie była córka Thanaliena - Elfka Rena, która w krótkim czasie nie tylko sama zakochała się w Driadzie ale i rozkochała ją w sobie.
Deithnawd pomimo tego, że na początku był tej relacji zupełnie przeciwny, w końcu jednak dostrzegł w niej okno możliwości dla samego siebie i rozpoczął maginczą procedurę spętania drzewa z ziemską żyłą energetyczną (wielokryształem), by móc przekierować moc żyły do miejsca które miała się stać jego siedzibą, twierdzą i laboratorium.
W przeciągu 500 lat ta dziwna symbioza trwała niezachwiana, a Elfi mag przekształcił strukturę drzewa w drzewo-skałę, tym samym pozostawiając drzewo przy życiu i kształtując z niego więżę na miarę swojej pozycji. Wizytację z małego miasteczka i z osady górniczej co jakiś czas pojawiały się u progu Thanaliena w ramach wzajemnych negocjacji, opłat za kontrolę pogody oraz za bezpieczny tranzyt leśnym szlakiem. Leryiara pamięta, że te spotkania z czasem stawały się coraz bardziej burzliwe i kilkukrotnie lokalni chłopi byli zmuszeni do rychłej ucieczki przed gniewem Maga, prędzej czy później jednak wszystko wracało do normy.
Do dnia w którym pojawili się gwałtownicy... Pech chciał, że tego samego dnia Mag prowadził badania nad drzewem i zmusił Driadę do snu dzięki swej magii, wtedy właśnie gdy las ślepy na wydarzenia w jego wnętrzu nie był w stanie zapewnić ochrony elfiej dziewczynie. Gdy Leryiara się zbudziła zastała widok Deithnawda opętanego rozpaczą z ciałem córki w dłoniach, pomimo wielu prób przywrócenia jej do życia, to co wracało było jedynie pustą powłoką, pełną gniewu, strachu, żalu i smutku. Wtedy rozszalały czarodziej zrobił coś co wyrwało Driadę z jej matczynego drzewa i spętał z nim swą córkę na wieki. W konsekwencji Leryiara straciła moc kontroli drzewa i lasu a stała się jego niewolnicą, ślepa i głucha na wszystko co działo się od tej pory w trzewiach Drzewa.
Offline
ODPOCZYNEK W CIENIU CORIALISA
CAMINO GALLO
Co chcesz zrobić :
Przeszukanie pracowni Thanaliena w poszukiwaniu
- komponentów do czarów (kadzidła, może perłę) (wynik rzutu 1,20)
- więcej informacji odnośnie historii smokowców (wynik rzutu 18)
- śladów czego tutaj szukała Rezmir? (Wynik rzutu 14)
O, jeszcze jedno:
- chciałem znaleźć jakiś pancerz - medium armor. (Wynik rzutu 14) Oraz jeśli gdzieś jest jakaś broń żołnierska (najchętniej długa - halabarda (wynik Rzutu 1),
Rezultat
Dokładnie przeszukałeś zarówno bibliotekę Elfiego Maga jak i pracownie i o dziwo nie udało Ci się znaleźć żadnych magicznych komponentów, (czy to możliwe że Thenalien z nich nie korzystał??). Jednakże kierując się na odpoczynek przez myśl przeszła Ci dobrze zachowana komnata Reny i tam udało CI się znaleźć stary, piękny naszyjnik z pereł, złożonych z wielu małych i trzech dużych w centrum naszyjnika (jedna z nich wydaje się być pęknięta).
Skupiając się na historii Drakonów, znalazłeś kilka pozycji które elfi mag analizował, i wśród nich bardzo dużo notatek takich jak "ale jak się to ma do kłębowiska w jaju?" czy na przykład brak "wspólnej bazy biologicznej, zbadać od strony magicznej". W końcu docierasz do krótkiego spisu w który jest efektem prac maga nad Codex Draconis. W niniejszym dokumencie znajdują się notatki odrzucone od dzieła, między nimi jest teoria maga mówiąca o początkach rasy Drakonów, jako smoczej ciekawości istotami humanoidalnymi. "Byliśmy dla nich niczym krowy rozpłodowe... Ciekawe, że tak majestatyczne istoty również prowadziły swoje badania w tym zakresie". Z tego co udaje Ci się wywnioskować to przypadki Metalicznych odmian Drakonów, według Thanaliena są efektem prowadzonych badań, Chromatyczne natomiast czystego brutalizmu oraz chorej satysfakcji w wydaniu na świat czegoś co mogłoby stanowić swojego rodzaju przewagę w możliwych konfliktach, do jakich nigdy nie doszło...
Finalne podsumowanie zapisków, sprawia, że we wścikłości niszczysz jedną z półek a książki zwalają się z głośnym łoskotem na podłogę. "Biedacy porzuceni przez swoje dziedzictwo, próbujący stworzyć jakąś namiastkę kultury by przekonać swoich potomków iż nie są jedynie przypadkiem na kanwach historii. Było by mi ich żal, gdyby nie fakt że te starania są po prostu żałosne"
Zamykając notatki, krew się w Tobie gotuje, wracasz więc do laboratorium poszukać śladów czego mogła szukać tutaj Drakonka, analizując całe pomieszczenie, masz wrażenie że Rezmir zabrała księgę z pulpitu w pracowni (ślad po odcisku na mocno zakurzonej powierzchni), nie potrafisz znaleźć nic więcej ale masz złe przeczucie odnośnie tego co mogła jeszcze zabrać.
Przed samym odpoczynkiem, ściągasz z jednego z zabitych kultystów zbroje, oraz części z pozostałych, przy pomocy Helgi udaje Ci się złożyć całość w łuskową zbroję o charakterystycznym wyglądzie i matowo czarnym kolorze.
"KOLEGIUM MĘSTWA"
Camino nie pamiętał by kiedyś miał wątpliwości związane ze swoimi wyborami, czy z tym jaki żywot prowadził - "taki jest porządek rzeczy", powtarzał, gdy ktoś pytał go o zdanie. Historia od zawsze była jedyną prawdą jaką znał, bez koloru, bez uczuć, konieczna nauka, bez której Drakonowie nie mogli się obyć ... jeśli chcieli trwać jako lud.
Do dziś nie miał wątpliwości... ten dzień jednak zachwiał jego wszystkimi fundamentami. Pochodzenie Drakonów opisane przez elfiego maga odkryło coś czego Camino nigdy nie zakładał... - "czy byliśmy tylko nie udanym eksperymentem? Nie udanym projektem w wojnie starszych ras ? Czy wygnanie Rezmir nie jest w takim wypadku hipokryzją ?"
Dręczącego go pytania nie pozwalały mu spocząć, dlatego wił się po bibliotece niczym zły duch, coraz bardziej zdenerwowany, gdy tylko mijał medytującego Umerisa... W końcu zaczął czytać... cokolwiek byle zabić czas... Zabierał dowolną książkę po czym odkładał na miejsce zmęczony samym tematem. Wciąż jednak nie przestawał próbować, znaleźć coś co może ukoić jego zmysły... W końcu w jego ręce wpadł tytuł, którego nigdy by nawet nie przeczytał, zakładając że jest to strata czasu.
"Złote Serca, Srebrne Usta i Żelazna Wola" - Gdy jego ręce trafiła to opasłe tomiszcze, wpierw parsknął śmiechem a potem przekartkował kilka stron, które porwały go bez reszty. Gdybyście dzisiaj zapytali Camino o tą księgę, pewnie miał by na to jakąś smukłą odpowiedź, wtedy jednak pierwszy raz od bardzo długiego czasu, stary Drakon poczuł się znów młody.
Księga traktowała o Bohaterach, tych o których do dzisiaj krążą legendy oraz o tych których historia dla swej wygody wymazała z annałów. Takich jak :
- Arilyn Księżycowa Klinga – półelfka, córka księżniczki Amnestrii i harfiarza Brana Skorlsuna.
Wychowywana w Everesce, gdzie pod opieką matki dorastała i ćwiczyła swe umiejętności. Mając piętnaście lat przeżyła śmierć matki. Zaopiekował się nią Kymil Nimesin – mistrz fechtunku. Pod jego czujnym okiem Arylin stała się zabójczynią – pracowała głównie dla Harfiarzy. Po matce odziedziczyła księżycowe ostrze – magiczną broń wykutą przez elfy. Będąc bardzo nieprzychylnie nastawiona do magii młoda półelfka nie miała potrzeby odkryć właściwości niebezpiecznego ostrza. Po kilkunastu latach jej harfiarskich przyjaciół zaczęło mordować tajemnicze indywiduum. Arilyn musiała sprzymierzyć się z Danilem Thannem. Po wielu perypetiach poznała prawdę o księżycowym ostrzu, swojej rodzinie i zabójcy Harfiarzy.
Lenteliara Wanaheim - Elfia księżniczka odpowiedzialna za uratowanie granic Cormyru w trakcie wielkiej wojny z Sambią. Zwana "Dziką Magią", zaklinaczka położyła kres inwazji powstałego ponownie państwa Netherillu kładąc podwaliny pod sojusz północnych lordów. Historia głosi, że po wojnie ożeniła się z rolnikiem i na zawsze zniknęła z annałów historii.
Bruenor Battlehammer – przywódca krasnoludów z klanu Battlehammer, a także VIII i X Król Mithrilowej Hali.
Po ucieczce jego klanu przed cieniowym smokiem i armią duergarów – szarych krasnoludów osiadł w Dolinie Lodowego Wichru, tam przygarnął ludzką dziewczynkę, Catti-Brie. W późniejszym okresie do grona jego przyjaciół dołączył halfling Regis, mroczny elf Drizzt Do'Urden oraz barbarzyńca Wulfgar. Zasiada w Radzie Starszych Ligi Srebrnych Marchii, gdzie reprezentuje Mithrilową Halę.
W 1356 RD wraz z towarzyszami Drizztem Do'Urdenem, Wulfgarem i innymi – poprowadził zastępy krasnoludów, barbarzyńców, czarodziejów i łuczników (wielu z Silverymoon i Nesme) przeciwko zamieszkującym Mithrilową Halę duergarom, szarych, złych krasnludów. Odzyskał on w ten sposób siedzibę swojego klanu.
Connor Dunharrow - Jeden z druidów kręgu księżyca wygnanych z puszcz przeznaczonych na budowę okrętów, władając siłami natury zatopił Luskańską flotę. Umęczony i torturowany przez dziesięć dni, został na końcu poćwiartowany i rozesłany we wszystkie części ziem podległych jako przestroga. Jego męczeństwo umocniło siłę północnych kręgów druidzkich i na zawsze uratowało puszczę północy.
Siedem Sióstr – Wszystkie siostry to Wybranki Mystry. Są córkami tropiciela Dornal Silverhand i jego żony Elue, Pani Bramy. Przyszły na świat w latach od 761 do 767 RD. W tym czasie w ciele Elue chroniła się bogini magii Mystra, tak więc siostry są w równym stopniu córkami Pani Bramy jak i bogini. Gdy Elue umarła w 767 roku, Dornal w żalu opuścił rodzinę, a dzieci zostały przekazane w opiekę różnym osobom w całym Faerunie.
Siostry w kolejności od najstarszej to:
Sylune – Zwano ją „Wiedźmą z Cienistej Doliny”. Zginęła broniąc Cienistej Doliny przed atakiem drewnianego smoka. Przetrwała w postaci dobrej zjawy, wciąż troszczącej się o swoich bliskich.
Alustriel Silverhand – potężna czarodziejka i zaklinaczka, władczyni miasta Silverymoon.
Jako Wysoka Lady Silverymoon, Alustriel stara się ochronić mieszkańców miasta i cieszy się ich niezachwianym poparciem. Jej starania polityczne doprowadziły do powstania na Północy Srebrnych Marchii oraz zawiązania tzw. Sojuszu Lordów.
Dove Falconhand – wyróżnia się spośród rodzeństwa tym, że jej magiczne zdolności ustępują biegłości w posługiwaniu się bronią. Zyskała sławę jako Rycerz Myth Drannor. Jest żoną Florina Falconhand z tej samej drużyny.
Storm Silverhand – sławna kobieta bard z Cienistej Doliny. Znana jest jako jedna z przywódczyń Harfiarzy, spędzając mnóstwo czasu na szkoleniu młodych kandydatów do organizacji.
Pozostałe Siostry, to Lareal Silverhand, Simbul i Qilue Veladorn.
Vaxildan i Vexallia - rodzeństwo pół elfów, które było znane z podróży między planarnych. Podobno odwiedzili Fearun kilkukrotnie lecz nie ma na to żadnych namacalnych dowodów poza realcją kilku świadków, twierdzących że rodzeństwo ratując im żywot dokonało wielkich rzeczy.
To co jednak najbardziej przyciąga twe oko to historia Drakona Gygaxa Fenkenkadrabon`a zwanego uczciwym. Historia głosi, że Gygax był nie tylko wielkim wojownikiem i obrońcą swojego ludu ale także najsprawiedliwszym z wojowników jakich nosił ten świat. Również Gygax był jednym z nielicznych złotych Drakonów, co sprawiało że młodzi Drakonowie dołączali do jego szeregów w ilościach jakich świat do tej pory nie widział. Pod koniec jednego z oblężeń Gygax przyjął wyzwanie Elfiego wojownika o wolność i możliwość ucieczki jego pobratymców z oblężenia jakie prowadzili, w którym został zabity. Spisane relacje Drakonów stanowiących jego prywatną gwardię mówią o tym, że ostatnie słowa Gygaxa nim umarł brzmiały - "Dotrzymajcie słowa, wygrał uczciwie".
Dalsza część legendy mówi o tym, że adiutanci Złotego Drakona w obawie przed zbezczeszczeniem zwłok przywódcy, oddelegowali przyboczną straż czterech mosiężnych Drakonów : Hardoneta, Katheranala, Gwenthyleiny i Essonet, by zabrali i ukryli na wieki ciało Gygaxa, tak by nawet jego pobratymcy nie potrafili go znaleźć. Jego przyboczni zabrali ciało tamtego dnia i już nigdy nie wrócili. Jedyne co po nich zostało to przesłany po kilku miesiącach list mówiący - "U jego boku spoczniemy, gdy naszej warty przyjdzie kres".
Nim się zorientował, że noc prawie upłynęła kartki księgi dotarły do drewnianej okładki. "Tak" - pomyślał - "To trzeba przekazywać naszym młodocianym. To, że nie zależnie skąd się wywodzimy, naszym rodowodem jest krew i męstwo naszych pobratymców". Z namaszczeniem owinął księgę w kawałek wyprawionej skóry, który znalazł w bibliotece i spakował wolumen do plecaka.
"Tego nam trzeba" - pomyślał, i wzmocnił uścisk na włóczni wychodząc z czytelni.
UMERIS
Poszukiwania :
Odpoczynek
- poszukiwanie informacji o oku Reny (wynik rzutu 12)
- klasyczny looting (pieniądze, coś cennego) (wynik rzutu 9)
- szukam jakiś map kopalni do której idziemy (wynik rzutu 18)
Rezultat
W trakcie poszukiwania informacji o katalizatorze użytym przez Thanaleina do zespolenia swojej córki z drzewem, natykasz się na luźne zapiski maga, pomiędzy nimi jest wzmianka o artefakcie ze starej świątyni znalezionym w trakcie ekspedycji pomiędzy wieloma innymi. Thanalien został posiadaczem tego artefaktu w ramach rozliczenia za identyfikację przedmiotów znaleźnych. Z notatek wynika, że zarządał go jako wynagrodzenia a gdy przywódca ekspedycji odmówił, w przeciągu kilku dni artefakt został dostarczony magowi wraz z dłonią człowiek który nie chciał go oddać. Mag wśród notatek wspomina, że musi mieć oczy otwarte na pozostałe części.
Więcej informacji nie udaje Ci się znaleźć pomimo usilnych prób. Co sprawia że w trakcie poszukiwań kosztowności i innych wartościowych rzecz nie przykładasz do tego zbyt dużej wagi i udaje Ci się znaleźć jedynie 15 złotych monet 6 srebrnych i 34 miedziaki.
Gdy poszukujesz jakiś informacji na temat kopalni znajdujesz tego całkiem sporo. Większość informacji datowana jest na początki działalności Maga w tym rejonie. Wychodzi na to, że Elf pojawił się w tym rejonie w odpowiedzi na prośbę jednego z Amnijskich domów Szlacheckich, mającego udziały w lokalnej kopalni miedzi. Według znalezionej korespondencji Deithnawd miał otrzymać udziały z kopalni pod warunkiem, że usunie zagrożenie wynikające z pobliskiego lasu. Wśród notatek są również zapiski elfa mówiące o niesamowitym zbiegu okoliczności jakim jest to miejsce wycieku ziemskiej żyły energetycznej a koniecznością uciekania w Waterdeep.
Według chronologii Deithnawd prowadził księgę usług, które świadczył na rzecz zarówno miasteczka Heywood jak i osady górniczej Copperneck. Wśród tych zapisków są również notatki mówiące o zwiększaniu stawek przez maga wraz z odnalezieniem złota w kopalniach. Deithnawd był nawet odpowiedzialny za trzęsienia ziemi w rejonie mające zablokować górskie przełęcze łączące się z miasteczkiem portowym Dellan. Pomimo całej swojej władzy mag robił bardzo wiele by wciąż generować zwiększone zyski (pytanie dlaczego?)
Wraz z pergaminami, wśród wszystkich dokumentów znajduje się mapa, która jest niesamowicie namalowana (wygląda jakby pojawiła się na pergaminie bez użycia pędzla).
Mag pisał z trzema osobami z kopalni :
- Sołtys miasteczka Cellan Dustheim - w listach nazywany również pastorem
- Kapitan straży Amnijskiej Kompanii Złotniczej - Fejlan Var
- Pierwszy Zephyr Fearuńskiego Konsorcjum Transportowego (FKT) Tymorena Gatlran
"DROGA CZTERECH ŻYWIOŁÓW"
Umeris już dawno nie czuł się tak bardzo wytrącony z równowagi a zarazem tak bardzo w miejscu w którym być powinien. Czym innym był balans świata a czym innym wola Savrasa.... Wspominając swoje wizje i analizując je w świetle wydarzeń jakie miały miejsce na przestrzeni ostatnich tygodni Mnich czuł potężną potrzebę medytacji, gdzieś gdzie będzie mógł osiągnąć spokój i wewnętrzną równowagę.
Kładąc przed sobą dziwny artefakt który wydobył z istoty jaką stała się córka elfiego maga, Umeris zasiadł w podziemnym ogrodzie i zamykając oczy zaczął regulować swój oddech.
- "Nie ma nic poza tą chwilą... nie ma przyczyn ... nie ma skutków ... nie ma powodów ... nie ma celów ... wdech ... wydech ..." - słowa wyuczone niczym samo oddychanie, gdzieś w świątynnych trzewiach.
Gdy tak pogrążał się w nie bycie, nagle otworzył oczy, pomimo tego, że powieki wciąż były zamknięte. Nagle nabrał powietrze w płuca pomimo tego, że dopiero co je z nich wypuścił. Nagle umarł, pomimo tego że wciąż żył.
Wodospad na przeciwko, którego zasiadł w medytacji zatrzymał się, choć tylko pozornie. Umeris był w stanie dostrzec jego ślamazarny, posuwisty ruch, jak trze o skałę. Jak wraz z nią tańczą w tysiącletnim tańcu w którym woda w końcu utoruje sobie drogę... Ujrzał płomień świec rozłożonych dookoła pomieszczenia przez swoich towarzyszy. Lecz nie jako świece lecz jako płomień który tańczy z delikatnymi powiewami wiatru, będącego dlań zarówno oddechem życia, jak i podmuchem śmierci...
Obserwując te żywioły, swymi zamkniętymi oczami, podróżował przez góry, tonął w oceanach, uciekał przed pożogą i był niesiony przez huragan. Był każdym z tych elementów, młody jak gorejący płomień, spokojny jak tafla wody w podziemiach, twardy jak góry... pomimo lat i wydarzeń oraz szybki jak wicher gnający w kanionach...
Gdy jego oczy otwarły się naprawdę, Umeris zmienił się na zawszę... A ten wodospad miał być jego wspomnieniem i bronią, do końca jego dni....
GULDAN
Poszukiwania:
- Chętnie sprawdziłbym co jest za tymi drzwiami w pokoju z kryształem (wynik rzutu 20) i korzeniem do poświęcania (wynik rzutu 1)
- poszukał bym jeszcze informacji na temat grupy piratów którzy wtedy ich zaatakowali i zabili Rene a którzy to teraz defacto powrócili (wynik rzutu 3), ewentulanie jakies wskazowki odnośnie pieczęci selem chantów (wynik rzutu 3).
- LOOTTTT!!! (wynik rzutu 13)
Rezultat :
Sprawdzając rytualną komnatę wzdłuż i wszerz, dochodzisz do wniosku, że Drowy musiały czcić to miejsce a może nawet samą Renę. Malunki na ścianach, draperie, dywany, świecie i wszystkie ozdoby są bardzo misternie wykonane i najlepszej jakości. Po malunkach jesteś w stanie wywnioskować, że są tutaj od setek lat. Szaty martwych kapłanek również są bardzo specyficzne, rytualne narzędzia tak samo, na ciałach kapłanek jest zatrzęsienie blizn jakby w ramach rytuałów ofiarowywały same siebie. Wszystko symbolizuje ból i gniew. Próbujesz odbezpieczyć barykadę drzwi i po dłuższej chwili udaje Ci się to zrobić, gdy otwierasz drzwi na przeciwko Ciebie staje długa prowadząca w czeluści ziemi czarna Jama, na jej ścianach umocowane są pochodnie, gdy odpalasz kilka z nich używając swojej Taumaturgii, przez sekundę Twoje serce zostaje porażone lodowatym pazurem strachu, gdy Twoim oczom ukazują się ścienne malunki. Na ścianach są całe scenerie prowadzonych jeńców umierających w objęciach korzeni. Drowy musiały przez całe lata składać Renie ofiary, co nasuwa na myśl pytanie czy to ją wzmacniało i jak będzie się to miało do siły Driady Leriary ? Sam tunel wieje chłodem i prawdopodobnie prowadzi w głąb jaskiń Podmroku.
Gdy wracasz do pomieszczenia, odruchowo blokujesz drzwi w obawie, jakby coś miało za chwile przybyć tu z trzewi ziemi i dorwać was we śnie... Zachowujesz te szczegóły dla siebie i ruszasz zbadać ołtarz ofiarny, niestety przy dokładnych oględzinach, przypadkowo ranisz się o krawędź i ledwie unikasz uchwytu rozgałęzionej dłoni. Po tym wydarzeniu zostawiasz ołatrz i mijasz go szerokim łukiem.
Gdy próbujesz wyszukać informacji dotyczącej piratów, gdzieś między notatkami Thanaliena nadziewasz się jedynie na wzmiankę o niebezpieczeństwach związanych z transportem morskim jako ułatwienie do jego lokalnych działań.
Podobnie jest z poszukiwaniami informacji na temat Pieczęci Selemchantów. Trafiasz jedynie na wzmianki o samym Theyze Selemchancie założycielu domu i o jego nieprawdopodobnym szczęściu, gdzieś w księgach o historii rejonu.
W trakcie poszukiwań kosztowności udaje Ci się znaleźć 34 złote monety i około 15 srebrnych.
PAKT ŁAŃCUCHA
Godzina była już późna, gdy w świetle dogasających świec Guldan przeszukiwał pracownie elfiego Maga Deithnawd`a Thanalien`a, w poszukiwaniu jakikolwiek przydatnych informacji. Z początku czytał, potem przeglądał, aż w końcu zaczął wertować. Gdy sięga pamięcią do tej chwili, nie jest w stanie stwierdzić jakim cudem pomiędzy całym tym chaosem notatek oraz losowością ksiąg trafił na opis dziewięciu piekieł. Cały tom zatytułowany "plany egzystencji i podróże planarne", był prawdopodobnie napisany przez jakiegoś astronoma lunatyka i to w formie powieści, stąd opis piekieł, raczej pobieżny lecz wciąż interesujący. Zagłębiając się w ciekawiące go fragmenty, Guldan zareagował jak przestraszona sarna gdy gdzieś z ciemności nagle odezwał się nieznany mu głos.
- "No, no, no, czyżby ta lektura to zwykłe zrządzenie losu, czy może spodziewałeś się mnie ?" - Ciepły, głęboki głos przemówił gdzieś z dolnej części pracowni maga. Wyostrzając wzrok, wśród fioletowej aury wielo-kryształu, Guldan dostrzegł zarys postaci, częściowo oświetlonej przez fioletową łunę.
- "Witam... Wybacz moje najście, ale biorąc pod uwagę wydarzenia ostatniej doby, sytuacja popchnęła mnie do porzucenia konwenansu i osobistego stawiennictwa." - Mówiąc te słowa postać wyłoniła się częściowo z osłony cienia i stając się widoczniejsza dla Gludana. Jego cwaniacki zmysł, pozwalający ocenić kogoś w zaledwie kilka sekund, zareagował natychmiast.
- "To nie jest byle kto" pomyślał, analizując skromny lecz elegancki strój składający się z czarnego kontusza, ciemno fioletowej kamizeli, ze delikatnymi złotymi klamrami oraz wytaliowanych, czarnych spodni ze smukłym złotym lampasem. Twarz mężczyzny choć częściowo zacieniona, była majestatyczna i pociągła z czarno-szpakowatymi włosami zwiewnie opadającymi na ramiona oraz cienką, szpiczastą brodą i wąsem. Jednak to jego dłonie były tym co wprawiło Guldana w przerażenie. Mężczyzna miał smukłe dłonie zakończone czarnymi długimi paznokciami, które w blasku wielo-kryształu okazywały się być elegancko wyszykowanymi szponami.
- "Skoro kurtuazja została dopełniona, pozwolę sobie przejść do rzeczy. Wiem kogo szukasz w tych księgach... A raczej wiem, że szukasz sposobu na zabezpieczenie się przed spełnieniem żądań wynikających z podpisanego przez Ciebie kontraktu"
Krew odpłyneła Guldanowi z twarzy :
- "Co ?! Skąd Ty ?! Kto ?!
- "Już, Już, możesz się uspokoić i przestać kłopotać tymi pytaniami, gdyż na część z nich otrzymasz odpowiedź milcząc, a na pozostałe nigdy. Pozwól zatem, że pomogę. Imię demona, którego poszukujesz brzmi Elion. Obawiam się jednak, że to imię już nie na wiele Ci się zda. Widzisz kontrakty jakie demony i diabły zawierają ze śmiertelnikami, są naszą największą walutą, którą niechętnie płacimy. Aczkolwiek takie sytuację się zdarzają i tak akurat było w Twoim przypadku.
Widzisz mój drogi, biedny Elion tak długo tkwił w tej flaszy, z której go uwolniłeś, że nawet w piekle prawie zapomnieli kim był. By wrócić do łaski musiał zapłacić za kilka przysług i tutaj właśnie krzyżują się nasze drogi."
- "Naszą walutą"..... "Niechętnie płacimy" .... szlag kolejny Diabeł.... - pomyślał Guldan, rozglądając się tym samym powoli po pomieszczeniu i rozważając swe opcje.
- "Spokojnie cukiereczku" - wymruczał nieznajomy - "Nie w mojej intencji jest Twoja zguba. Kłamałbym gdybym nie powiedział, że o tym nie myślałem, ale gdy Twój kontrakt przeszedł na mnie, zacząłem Cię obserwować i to czego dokonałeś w przeciągu ostatnich dni, jest doskonałym dowodem na Twoją....mmmmm.... przydatność" Pozwól zatem, że w ramach naszej współpracy ofiaruję Ci dwa drobiazgi, byś zrozumiał jak bardzo zależy mi na Twoim ... mmmmmmm... rozwoju
Coś w sposobie mówienia tego nieznajomego było uspokajające i przerażające zarazem. Jego głęboki i długi ton mówienia sprawiał, że Guldan, nawet nie myślał o tym by mu przerwać. Coś w głosie nieznajomego mówiło mu, że może mieć to opłakane konsekwencje.
Mężczyzna wyciągnął jedną ze swych długich dłoni i przebierając palcami zaczął nucić jakąś inkantację. Głos mężczyzny przybrał zupełnie innych tonów, sprawiając, że otaczająca ich ciemność oraz fioletowa poświata zaczęły dragać i falować niczym powietrze od gorąca.
Ogień buchnął kilka stóp od nieznajomego, Guldan jeszcze nigdy nie widział i pomimo dystansu dzielącego go od postaci nie czuł tak gorącego płomienia. Wybuch ognia pomimo swojego rozmiaru szybko implodował do wewnątrz formując się w nie wielką ciemno czerwoną istotę ze małymi skrzydłami, o wielkich oczyskach kolory sinętej ryby i z lekkim zezem, z wysuniętym na przód szponiastym paluchem.
- "bierz to w cholerę i wsadź se w dupsko, ty parchaty owocu koźlej swawoli w publicznie utrzymywanym bordelu!!!" - wykrzyczała drobna istota, gdy tylko ryk płomienia ustał.
- "co, kto, kurwa gdzie ?!"
- "To jest Panik... Panik"
Gdy tylko mały diabeł usłyszał słowa nieznajomego, padł w przerażeniu na posadzkę i szybkimi ruchami podpełz pod jego nogi.. - "Mistrzu"
- "Milcz Panik, a Ty".... Nieznajomy zaczął cicho chichotać - "nie wiem czy to nagroda czy kara" - i nagle jakby nigdy nic jego głos ponownie przybrał bezbarwny głęboki ton - "już nigdy nie będziesz samotny. Panik, to jest Twój nowy Pan"
- " Co ? Ten Rogaty ? Ale Mistrzu ?" ... "Panik" - istota skuliła się w sobie, po czym bardzo szybko rzekła - "jak każesz, oczywiście, już już" - ruszyła pełną szybkością w kierunku Guldana. Jego bieg był dziwny, koślawy, jakby mało kiedy używał nóg. Jednak gdy tylko zbliżył się w kierunku Czarownika, jego kroki stały się pewniejsze, drobna klatka piersiowa napięła się wraz z całą prostującą się postawą a drobne czerwone skrzydła złożyły się w elegancki trójkąt.
- "Szanowny Panie, Jam jest Panik!" - skrzeczący zachrypiały głos chochlika oświadczył z dumą a usta rozwarły się w uśmiechu ujawniając szereg równych prostokątnych zębów w kolorze oczu stworzenia. - "Padam do stópek, choć wolałbym wpaść do sakiewki... a skoro o tym mowa to ..."
Nim chochlik zdążył dokończyć zdanie,z jego ust dobył się krzyk bólu i padł na posadzkę, obficie dysząc.
- "Panik... Ile razy powtarzałem byś nie testował mojej cierpliwości... Chcesz być chochlikiem bez skrzydeł, czy naprawdę myślisz, że wtedy lepiej posłużysz nowemu Panu?"
- "Wybaczenia, Mistrzu, wybaczenia..." - wysyczał chochlik
- "MILCZ PANIK" - głos nieznajomego zmienił barwę na tak niską i szorstką, że ciarki przeleciały Guldanowi od pięt po końcówki włosów na głowie.
-
Zapomniałbym.... Panik wręcz naszemu nowemu przyjacielowi prezent
Zaskoczony chochlik, wpierw rzucił przerażone spojrzenie na nieznajomego, po czym zaczął się nerwowo obszukiwać po sakwach obszarpanych małych ciuchów na sobie. Wtem jego oczy rozszerzyły się znacząco a z torby u jego pasa wyłonił się ciemno złoty sygnet o całkiem pokaźnym rozmiarze. Panik szybkim ruchem podał go Guldanowi do rąk i szybko spuścił głowę. Znajdujące się insygnia na sygnecie były dziwacznie rozbudowanym symbolem pentagramu.
- "To, mój słodki jest prezent od serca, który po darowuję wszystkim moim oblubieńcom i oblubienicom, co byś nigdy o mnie nie zapomniał. No ... załóż ..."
Guldan wahał się przez chwilę, oglądając sygnet na dłoni i zastanawiając się jakie też konsekwencję może mieć jego przywdzianie. Z zamyślenia wytrącił go Panik - "Załóż .... proszę... On nie lubi czekać". Słowa małego chochlika sprawiły, że coś we wnętrzu Guldana pękło...
- Dobra... Kim Ty w ogóle kurwa jesteś ?! O co chodzi z tą czerowną papugą ?! i co to za .... dobra nie mam argumentów co do złotego pierścienia ale..."
Nim zdążył dokończyć zdanie, ból powalił go na ziemię, a jego własny krzyk prawie go ogłuszył. Co ciekawę jego drugi krzyk zaskoczył go chyba nawet bardziej, bo brzmiał jak bardzo nie składne - " Helllllllllllllggggggggaaaaaaaaaaaaa!!!!!!
- "mmmmmmmmmhahahahaha.... nikt Cię tu nie usłyszy cukiereczku... Mógłbym Cię wywrócić na drugą stronę lub rozszarpać na drobne a Twoja kompania na koniec obwiniłaby Driadę lub Drowy. Kto wie może była by to całkiem ciekawa Vendetta ale ja nie lubię marnować potencjału..." - głos nieznajomego oscylował pomiędzy przerażającym a matczynym co sprawiało coraz większe zakłopotanie w głowie czarownika. Nim jednak zdążył powiedzieć cokolwiek, poczuł na ramieniu dotyka drobnych pazurów i ujrzał chochlika, wpatrzonego w niego swoimi wielkimi oczami o barwie śniętej ryby i lekkim zezie - "Panie.... zrób co karze... proszę"...
-"Panik..." wycedził nieznajomy w kierunku chochlika - "tak Mistrzu... ale Mistrz przecież kazał ... "
-"mmmmmhhmhmhmhmh, tak, tak kazał... Dbaj o niego Panik, przydacie się sobie na wzajem, a Ty Guldan noś ten pierścień i pamiętaj o Mnie" - kończąc zdanie nieznajomy wykonał krok w tył i zniknął.
Mechanicznie bez większego zastanowienia Czarownik podniósł się z kolan i włożył na palec sygnet, który po paru sekundach z pięknego złotego pierścienia zamienił się w zwyczajną żelazną obrączkę, jakiej często plebs używa do podkreślenia małżeństwa. Obserwując stalową obrączkę, Diablę nagle zauważyło parę wpatrujących się w niego zezowatych oczu, przyozdobionych olbrzymim uśmiechem równych prostokątnych, tępych zębów - "no, no, widzę że jesteś szczęściarzem... mało kto wychodzi żywy ze spotkania z Mistrzem. Dobrze, przy odrobinie szczęścia i ja wyjdę z tego cało! Od dziś jestem do Twojej dyspozycji Panie! tylko nie przesadź bo nafajdam Ci do sakiewki.... Swoją drogą rogaty, dobrze że trafiło na Ciebie, z ludźmi gada się zazwyczaj dużo gorzej" - po Tych słowach, Panik oddala się od Ciebie do Twojego plecaka, gdzie z głośnym rumorem wczołguje się, mości przez chwilę a potem wydaje z siebie długie westchnienie, które po paru chwilach zamienia się w ciche chrapanie.
MIRI BACKWELL
Poszukiwania :
- Łuk - czy gdzieś w sprzęcie zabitych Drowów jest długi łuk (wynik rzutu : 8)
- Torba z komponentami (wynik rzutu : 18)
- Chce rozmawiać z Driadą : informacje na temat lasu (wynik rzutu : 15), Driady(wynik rzutu :18) i Drzewa Corialisa (wynik rzutu : 9)
- loot (wynik rzutu : 2)
Rezultaty :
Przeszukujesz dokładnie ciała martwych Drowów w poszukiwaniu sprzętu mogącego okazać się lepszym od Twojego łuku ale większość broni jest albo zniszczona albo nie odpowiadająca Twoim potrzebom. Masz już przecież 17 lat a to oznacza, że doskonale wiesz co jest Ci potrzebne !!!
Krzątasz się po pomieszczeniach szukając wszystkie ale właściwie to niczego, dużo czasu spędzasz w bibliotece, głównie ze względu na magiczny ogród, co sprawia, że wkrótce pomiędzy pięknymi roślinami dostrzegasz nie dużą skórzaną torbę pełną zebranych z składników. pomiędzy ziołami są także wszelakie różności... nie masz pojęcia do czego może to służyć ale wiesz że następnym razem będziesz potrzebowała sznurka to jest w Twojej nowej torbie !
"WŁADCA ROJU"
Twoje włóczenie się wśród korzeni Corialisa w końcu zaprowadza Cię na powierzchnię z powrotem wśród gałęzie potężnego Jesionu, gdzie zupełnym przypadkiem nadziewasz się na Driadę Leryiarę składającą dziwaczną istotę w ramiona Corialisa, które otwierają się wpuszczając dziewczynę pomiędzy rozwarte warstwy drzewa i tam zamykając ją na wieki.
Driada dostrzega Ci w mgnieniu oka zaraz po dokończeniu ceremonii i uśmiecha się smutno... "nie jesteś tak jak Twoi towarzysze, co malutka ?". Pomimo zauważalnego smutku w głosie Driady czujesz w jej stronie nieodpartą sympatię, coś co sprawia że czujesz się przy niej jak w lesie. Spędzasz z Leryiarą kilka godzin rozmawiając o otaczającym Cię lesie, o niej samej o Corialisie i przede wszystkim o naturze Fey.
"Na wszystkie pytania które zadajesz nie umiem Ci łatwo odpowiedzieć, to jak pytać dlaczego niebo jest niebem. Mogę Ci to pokazać ale to już na zawsze złączy Cię z Feywild, moim światem". Czujesz, że jej oferta ma w sobie coś niebezpiecznego ale mimo to po kilku chwilach się zgadzasz. Leryiara bierze Twoją rękę i wykonuje na nim małe nacięcie swoim paznokciem, ukucie sprawia że próbujesz cofnąć dłoń jednak żelazny uścisk Driady Ci na to nie pozwala, nim zdążasz zgłosić jakieś pretensje, Driada wykonuje na swej dłoni takie samo nacięcie i styka je ze sobą, zamykając oczy i mrucząc jakąś dziwną formułę.
Przyglądasz się skonsternowana, wyczekując na coś co nigdy nie nadchodzi. Po chwili jednak oblicze Driady zmienia się delikatnie, widzisz wokół jej postaci delikatne świetliste smugi i rozświetlenia na ciele. "Jaka piękna" ... wyrywa Ci się i automatycznie generuje uśmiech na twarzy Fey. "Od dzisiaj Twoja wrażliwość na świat Fey będzie wyostrzona, a One już zawsze będą z Tobą mała Łowczynio". Odruchowo spoglądasz w miejsce w które powędrował palec Driady mówiąc te słowa i na podłodze dachu wieży widzisz rój małych gryzoniów : myszy, wiewiórek, łasic czekających aż tylko się obrócisz. Nim nadążasz zadać pytanie rój rzuca się na Ciebie i chowa Ci się w załamania pomiędzy skórznią, w tobołki, kołczan oraz nową torbę z komponentami po czym znika w jego zakamarkach. Nie masz pojęcia jak się to stało ale coś jest inaczej. Czujesz wokół siebie dziesiątki obecności a jednak masz wrażenie, że w twym wyposażeniu nic nie ma.
"Te małe Fey będą od dzisiaj Twoimi towarzyszami gdziekolwiek będziesz i cokolwiek będziesz czynić... Dbaj o nie i pamiętaj o mnie". Mówiąc te słoaw Driada znika wśród liści Corialisa. - Zyskujesz Archetyp Łowcy Władca Roju
Zauważasz, że Twoje zmysły inaczej postrzegają stojące przed Tobą drzewo, widzisz pulsujące w nim smugi światła tak jakby wzdłuż jego gałęzi, pnia i korzeni płynęła magia. Uczucie trwa chwile a potem obraz wraca do normy. Towarzyszące Ci stworzonka natomiast są dalej w tym samym miejscu.
Gdy obszukujesz pomieszczenia w poszukiwaniu skarbów, Twój nowy stan rzeczy cały czas Ci przeszkadza. Gdy tylko próbujesz się na czymś skupić gdzieś z Twojego kubraka wybiega wiewiórka i siada Ci na głowie skubiąc jej czubek. Gdy próbujesz skupić się na czytaniu pism które mogą prowadzić do kosztowności jakieś dwie sikorki na Twoich barkach zaczynają się kłucić.... cóż pewnie chwile to zajmie zanim przywykniesz.
HELGA CRANNOG
Poszukiwania :
Przeszukanie zmarłych (wynik rzutu 1)
Poszukiwanie broni (wynik rzut 20)
Poszukiwanie zbroi (wynik rzutu 17)
Rezultat
Przeszukując Ciała zabitych oraz znajdujące się ciała ofiar, zarówno rytualnego mordu jak i drowów dookoła udaje Ci się znaleźć małe ukryte pomieszczenie wewnątrz komnaty ofiarnej gdzie Drowy zrzucały co wartościowszy sprzęt ze swych ofiar dla Reny.
Wśród kupy różnych blaszanych elementów zbroi, niekompletnych i zniszczonych od ciosów udaje Ci się znaleźć specyficzną czarną zbroję, która wygląda jak połączenie zwierzęcych skór, nie do końca wyprawionych wraz z metalowymi elementami Pancerza najeżonymi kolcami różnych rozmiarów. Zbroja składa się z dwóch łączonych ze sobą części górnej i dolnej i jest dziełem mrocznych krasnoludów podmroku Duregarów, dzięki czemu pasuje na Ciebie idealnie.
Wśród wszystkich sprzętów znajdujesz również coś dziwnego, mianowicie sporą stalową skrzynię przykrytą grubą skórą oraz owiniętą łańcuchem. Otwarcie skrzyni zajmuje Ci bardzo wiele czasu, co sprawia, że przerywasz obszukiwanie ciał i poszukiwanie gotówki ale gdy już udaje Ci się otworzyć skrzynię, wewnątrz znajdujesz bardzo ciężkie i całkiem spore zawiniątko. Po odpakowaniu Twoim oczom ukazuje się dwuręczny topór o doskonałym wykonaniu, ostrze jest koloru matowej stali wyprowadzone w dokładne lustrzane odbicie po obu stronach, rękojeść jest zrobiona z czarnego jak smoła drewna owiniętego czarną wyprawioną skórą ze znakami runicznymi po środku, których nie jesteś w stanie odszyfrować ale mogłabyś iść o zakład że jest to krasnoludzka robota. Całość zwieńcza ostro zakończona głowica z czarnej stali, równoważąca ciężar broni.
Otrzymujesz Dwuręczny Topór + 1 - Wymaga identyfikacji by odkryć jego pozostałe cechy
"ŚCIEŻKA BERSERKERA"
Znalezienie topora w trzewiach podziemi drzewa Coriallisa pochłonęło Hlegę bez reszty. Próbowała dokładnie przeanalizować runy wybite na rękojeści broni, zidentyfikować stal, ustalić dokładną metodę kucia głowni, a ilość pytań okazywała się większa od ilości odpowiedzi. W końcu wściekła ruszała w górę korzeni zapatrzona w broń - "Muszę na to popatrzeć w świetle dziennym, bo w tej pieprzonej ciemnicy to by nie rozpoznała własnych narzędzi kowalskich!"..
Szybkim ruchami wspinała się w górę mijając towarzyszy na różnych poziomach, aż dotarła do sali której środek był zwieńczony czubkiem wielo-kryształu. Niespodziewanie i zupełnym przypadkiem wpadła tu na kogoś, gdy podniosła głowę chcąc obrzucić jednego z kamratów serią siarczystych wyzwisk, serce stanęło jej w miejscu...
Na przeciw stał spory zgarbiony potwór o zamglonych oczyskach i brudno białym futrze. Jego łapy dłuższe od ciała zakończone były hakowatymi pazurami a jego otwarta paszcza ociekała śliną z pośród ostrych zakrzywionych kłów.
Nim Helga zdążyła pomyśleć stwór rzucił się na nią, uderzając ze wściekłością i rozrywając kawałki jej nowej zbroi (prawdopodobnie jest to jedyny powód dzięki któremu Helga przeżyła). Lądując na równych noga Krasnoludzka Barbarzynka, nie czekała na kontrę potwora tylko owładnęta szałem rzuciła się mu na przeciw dzierżąc w rękach topór zagrabiony wcześniej martwemu orkowi.
-Szast
-fhu
-szhalaaasssss
Helga chybiła i topór ze świestem przeciął powietrze. Potwór na nieszczęście kowalki nie chybił i z prezycją ciął ją poniżej kolana, cudem unikając zerwania jej rzepki...
- Skok
- shast...
-szhalaaasssss
Ponownie topór minął kreaturę o milimetry a potwór ponownie trafił, tym razem haratając Heldze plecy... Czuła pulsujący ból, czuła bezsilność, czuła brak przyjaciół kiedy potrzebowała ich najbardziej, czuła .... czuła ... Furię !!!!
Nim sama się zorientowała, jej stary topór leżał na posadzce a w rękach leżał piękny tajemniczy topór znaleziony w kazamatach sali ofiarnej.
- skok
- hlast
-szhalaaasssss
- hlast
Czarny topór uderzył z precyzją po półkolu uderzając potwora w bok, co odsłoniło Helgę na uderzenie pazurzastej łapy, jednakże siła była ewidentnie zmniejszona i siłę jej własnego ciosu... To czego sama Helga się nie spodziewała to fakt, że zgrabny topór pozwoli wykręcić się z ataku bez utraty jej własnej równowagi. To czego nie spodziewała się zarówno i Helga i sam potwór to fakt, że mimo chęci wykonania kolejnego ataku potwór nie był w stanie dokonać tego bez jednego ramienia, które w Krasnoludzkiej furii odleciało jak zerwany ze sznura latawiec i z głośnym mlaśnięciem uderzyło o posadzkę.
- Skok
- frusss
- hlast
- hlast
Szybkie uchylenie się oraz dwa energiczne potężne cięcia najpierw posłały potwora na kolana a zaraz potem skróciły o głowę. Walka dobiegła końca, lecz do Helgi dotarło to dopiero jak u jej stóp leżał posiekany na dobre kawał mięsa, którego Ona sama nie była by w stanie zidentyfikować, mimo tego że widziała go w poprzednim stanie.
"To ten topór" - tłumaczyła Helga kierując się w kierunku głównego holu nadziemnej części drzewa, lecz gdzieś w głębi duszy dobrze wiedziała, że to nic innego jak Ona sama.
Offline
SESJA 7
Drużyna wyruszała z ciena jaki rzucało Drzewo Corialisa/Gulthiasa, z błogosławieństwem Driady by opuścić jej las i przejść przezeń bezpiecznym ostatni raz.
Wchodząc w linię drzew Umeris instynktownie odwrócił się na pięcie rzucając okiem na drzewo splecione z z wieżą wyżłobioną z jego skamieliny, na którego szczycie zauważył istotę zaskakująco podobną do dziewczyny o imieniu Rena, która była związana z drzewem dopóki nie usunął z jej oczodołu magicznego katalizatora.
Podróż przez las dzięki młodej Miri Backwell odbyła się bez większych problemów, dzięki czemu drużyna dotarła do osady górniczej Copperneck w okolicach wczesnego popołudnia.
Przy samym wejściu do osady bohaterowie dostrzegli Giganta wzgórzowego który kręcił się przy strażnicy położonej przy wejściu do osady.
Gdy gigant oddalił się od strażnicy bohaterowie uznając, że konieczne jest zweryfikowanie terenu udali się do wnętrza strażnicy, rozbrajając pułapki i zabijając dużego szaleńca wyposażonego w broń zrobioną ze zlepku różnych kawałków zarówno broni jak i pancerzy.
Po krótkim odpoczynku i analizie możliwości związanych z upiorną osadą która od czasu do zcasu wybucha losowymi spazmami histerycznego śmiechu, bohaterowie postanowili udać się w kierunku starej świątyni za zachodzie osady.
Offline
SESJA 8
Bohaterowie dotarłszy do świątyni położonej na południowym zachodzie osady, poznali postać Ojca Cellana Dustheima, który opiekował się dziwną świątynia pełną szkieletów pousadzanych na ławkach.
Nim jednak zdążyli zadać jakiekolwiek pytania Ojciec Cellan rozpoczął odprawianie obrządku, który szybko okazał się rytuałem animacji zwłok. Po niedługiej walce i przypadkowym podpaleniu światyni, bohaterowie wraz z nieprzytomnym klerykiem, zbiegli z płonącej budowli, natykając się na szpaler szaleńców, który przez całą drogę ucieczki towarzyszył im nerwowymi wybuchami śmiechu.
Sanktuarium udało im się znaleźć w starym ceglanym budynku, służącym dawno temu jako siedziba lokalnego oddziału Fearuńskiej Kompanii Transportowej.
Tutaj po przesłuchaniu kleryka, bohaterowie dowiedzieli się, że w osadzie znajdują się trzy klucze, które posiadają Fejaln Var - były kapitan straży, Gigant Wargrog oraz ojciec Cellan. Ten ostatni wręczył im klucz, mówiąc : "da mi to kolejny powód w dniu jutrzejszym by was upolować i odebrać moją własność"...
Po czym Kapłan odszedł na piętro budynku i w głośnym krzyku, zginął w szponach i kłach dziwnego latającego stworzenia, które wpadło przez dziurę w murze.
Po zaciętej walce, bohaterowie uśmiercili stworzenie i rozpoczęli przygotowywania do zabezpieczenia budynku, mającemu im służyć jako bastion obrony przed zbliżającym się zmierzchem i nabierającym na sile szaleństwie na zewnątrz.
Wiadomość dodana po 1 h 33 min 28 s:
SESJA 9
Bohaterowie zbadali dokładnie budynek w którym się znajdywali, gdzie po dokładnym przeszukaniu wszystkich trzech pięter znaleźli :
POZIOM 0 :
Pomieszczenia pracowników administracyjnych, niektóre typowo biurowe (pełne papierów i różnorakiej dokumentacji) inne służące jako biura przygotowujące raporty i analizujące towary (wyposażone w odpowiedni sprzęt taki jak wagi, fiolki do testowania substancji metali itp.)
W jednym z pomieszczeń Guldan znalazł kawałek złotego samorodka, który postanowił zabrać ze sobą.
Za kontuarem Camino odnalazł właz prowadzący poziom niżej, do piwnicy budynku.
POZIOM 1 :
Na drugim piętrze budynku nie było wiele, poza sporym gniazdem stworzenia, które po analizie Miri określiła jako PERYTON. Dziwna potworność zdająca się być krzyżówką pomiędzy jeleniem a orłem. Jednak wszystkie cechy stworzenia rzucały jasne światło na fakt iż jest to drapieżnik, którego pokrewny wygląd nie wiele się ma do jego naturalnych zachowań.
POZIOM 2 :
Na trzecim Poziomie Umeris w towarzystwie Helgi znaleźli pomieszczenia mieszkalne urzędników TKF oraz pomieszczenie w którym urzędowała i mieszkała Pierwsza Zephyr Kompani Tymorena Gatllaran.
Po obszukaniu pomieszczeń Heldze i Umerisowi udało się znaleźć miksturę leczenia oraz dziwny, pięknie wykonany kołczan.
Ponad to w kącie pomieszczenia Umeris odszukał ciśnięty dziennik pierwszej Zephyr Tymoreny Gatllaran. W dziennik zapisany był prawie w całości a kilkanaście ostatnich stron zostało zeń wyrwane. Wśród wszystkich notatek Umeris zaznaczył te które w jego opinii najbardziej odnosiły się do dotyczących bohaterów kwestii :
____________________________________________________________________
Zapisy dotyczące zatrudnienia nowo przybyłej grupy najmitów :
pierwszy wpis :
Do Copperneck przybywali już różni ludzie, część w poszukiwaniu nowego życia inni w wzbogacenia się na tętniącej gorączce złota. Ta grupa mnie martwi i to głównie dlatego, że wśród wyrośniętych i groźnie wyglądających mężczyzn decyzje podejmuje kobieta... gdy mówi nikt jej nie przerywa... Postanowiłam spotkać się z nią i przedstawić sytuację z jaką się mierzymy, przyda mi się ktoś z zewnątrz skoro nie można liczyć na własną organizację.
Drugi wpis :
Nie spodziewałam się, że rozmowa pójdzie tak gładko, Kobieta przedstawia się Jako Jallena Gryfton ale obawiam się, że kłamie. Nie istotne to w czym nie kłamie na pewno to fakt, że już zdarzały jej się przypadki w których zastraszenie oraz szantaż były kluczowe... Ehhh nie chciałam się odwoływać do taki rozwiązać ale Thanalien nie dał mi wyboru a kompania wciąż wymaga zwiększenia obrotu i zmniejszenia kosztów... inaczej się nie da... Waukeen, miej mnie w swojej opiece jeśli się mylę...
Trzeci wpis :
Bogini co ja uczyniłam .......... Ta kurwa ją zabiła ....... dzisiaj wrzuciliśmy ją do starego szybu i zamknęliśmy na trzy zamki... Bogini .... Dzisiaj napiszę list do kompani, będziemy potrzebować pomocy....
Zapisy dotyczące klątwy :
Pierwszy wpis :
Obawiam się, że mamy poważny problem z Magiem, dwie grupy myśliwych nie wróciły z lasu. Wraz z Cellanem podjęliśmy decyzję o konieczności wysłania grupy do sprawdzenia jak mają się sprawy w Glean Deith. Fejlan Var poprowadzi grupę.
Nie wiem czy powinnam o tym pisać ale wczoraj, przewróciłam jedną z lamp w salonie gościnnym, która upadła łamiąc mechanizm regulujący. Dzisiaj stała w tym samym miejscu co zawsze... Pewnie ją ktoś naprawił ale nie mam pojęcia kto mógł to zrobić bez mojego polecenia.... ciekawe.
Drugi wpis :
moje obawy się potwierdziły z lasu wrócił jedynie komendant Var z jednym strażnikiem... Są w potężnym szoku i nie potrafimy określić co spotkało ich wśród drzew. Ponad to w miasteczku dzieje się coś dziwnego, ludzie są bardzo spięci. Ostatnio Godran spalił cały garnek potrawki patrząc się jak zahipnotyzowany w okno. Sprawdziłam zapasy w piwnicy i jesteśmy zabezpieczeni na dwa miesiące jeśli zaczniemy już teraz ograniczać racje. Przeznaczyliśmy również grupę mającą udrożnić górską ścieżkę, która zawaliła się kilka miesięcy temu.
Wydałam polecenia i modlę się by ta sytuacja był jedynie chwilowa.
Trzeci wpis :
Jest źle ...... zaczynam widzieć rzeczy, których nie ma .... W kopalniach doszło do incydentów. Mamy przynajmniej 5 zagubionych osób i 3 trupy... Nikt nie wie co się stało .... dlaczego .... i ten dźwięk ....
Czwarty wpis :
Jesteśmy zgubieni .... pomoc nie przybędzie ... zginiemy tu ... próbowałam, naprawdę próbowałam... wczoraj straciliśmy całą grupę mającą oczyścić przełęcz, przez wzgórz owego giganta... widziano go na skraju miasteczka, to tylko kwestia czasu aż po nas przyjdzie...
Ponad to to wciąż widzę tych którzy zginęli... wczoraj zaplotłam linę... umrę na własnych warunkach..
Piąty wpis (dobrych kilka dni po czwartym) :
Myliłam się.... to cierpienie nigdy się nie skończy.... nie umiem umrzeć nie zależnie od sposobu jaki zastosuje.... miasto szaleje, robi się coraz niebezpieczniej... ostatni wybebeszyli magazyniera, gdy ten nazwał ich szaleńcami... Komendant Var im przewodzi, albo oszalał albo stało się z nim coś gorszego ... wciąż nawołuje do uwolnienia potworzycy...
Ja nam to zrobiłam ale nie pozwolę by ją uwolnili... nigdy.
Zapis dotyczący klucza :
Ledwie oddycham, kurwi syn dźgnął mnie na odchodne... Dureń dał się nabrać i zabrał zły klucz ... nie pozwolę im uwolnić tej kurwy.
Schowałam klucz, tam gdzie nikt go nie znajdzie i gdzie przewaga przechyla się na naszą stronę (obok zapisu jest odbita pieczęć Kompani przedstawiająca Wagę na tle wierzchołków gór).
Będzie tu bezpieczny, ja muszę się ukryć....
____________________________________________________________________
Gdy bohaterowie spotkali się na najniższym poziomie, każdy z nich znalazł dla siebie osobny kąt, by odpocząć przed zbliżającą się grozą. Niestety nim zdążyli w pełni się zaaklimatyzować, Miri usłyszała dźwięki tłuczonego szkła na drugim piętrze budynku.
Drużyna szybką decyzją skierowała się w stronę piwnicy by ukryć się przed intruzami.
Camino przy pomocy ducha przodka zasunął stary dywan by zakryć klapę włazu, niestety w trakcie przemieszczania się po piwnicy, umeris przewrócił starą metalową lampę, co nakierowało wroga na ich ślad.
Walka była nie długa lecz zawzięta, w trakcie której, Helga Crannog prawie dołączyła do trzody wiernych kleryka Cellana, jednak dzięki zawziętości Umerisa, Celności Miri, Diabelskiego Paktu Guldana oraz niewyobrażalnej woli Camino, bohaterowie w końcu zwyciężyli mordując bezlitośnie napastników i ponownie ryglując się w piwnicy budynku.
Wiadomość dodana po 5 h 05 min 38 s:
SESJA 10
Pokiereszowani i przestraszeni Bohaterowie, oddali się odpoczynkowi, który pomimo względnego spokoju, był urywany i niespokojny, jednak nim ich ciała i umysły zdążyły ostygnąć od walki i stresu związanego z przebywaniem na terenie osady. Nad nimi rozległy się kroki, oraz hałasy, które bardzo szybko zamieniły się w przesłuchanie i tortury.
Dzięki swoim wyćwiczonym zmysłom Miri Backwell, zdolna była podsłuchać o część przesłuchania, gdzie agresor o szalonym śmeichu, dopytywał mężczyznę imieniem Godrek, o miejsce jego nowej kryjówki, dzięki której od trzech tygodni udawało mu się ich unikać.
Przerażony mężczyzna odpowiedział, iż mieści się w jaskini "dużego", na co agresor zareagował śmiechem, wykpił Godrek i w pełni rozpoczął tortury.
Bohaterowie w milczeniu i ze zmrożoną krwią w żyłach wysłuchali całości procederu, gdy dźwięki ucichły a kroki oddaliły się, wspólną decyzją bohaterowie ruszyli w głąb znalezionego przez Miri sekretnego tunelu.
Tunel okazał się profesjonalnie wykonany, pomimo surowego przejścia, ustawione stemple dały im do zrozumienia, że niniejszy tunel nie jest tutaj z przypadku a prawdopodobnie ktoś zbudował go właśnie na takie ewentualności.
Bohaterowie po zmierzeniu się z ciemnością tunelu dotarli do starej drewnianej chaty, w której pomimo czujności młodej łowczyni, stary Drakon narobił hałasu ściągając na nich uwagę jakiegoś stworzenia mlaszczącego za ścianą.
Miri podjęła decyzję o podejściu i zweryfikowaniu z czym mają do czynienia, gdy wychylała się przez stare drzwi z zerwanym zawiasem, przypadkowo dotknęła drzwi, które runęły z drugim zerwanym zawiasem.
Stworzenie momentalnie skierowało się w jej stronę co pozwoliło dokładnie zobaczyć jej kształt sześcio-nogiego gada, którym jest Bazyliszek. Skórę młodej łowczyni uratował jakiś mężczyzna wpadający do chaty jakby nigdy nic.
Walka była brutalna i kosztowała nieznajomego mężczyznę życie, jednak dzięki szybkości i długoletniemu treningowi Umeris zatłukł bazyliszka łamiąc mu kręgosłup.
W trakcie walki do chaty wtargnęła jeszcze jedna osoba, którą po wszystkim udało się uspokoić i obłaskawić. Niniejszą osobą był potężnie zbudowany, skromnie i skąpo ubrany (bezrękawnik, szalwary, pas z bronią na którym wisiał duży dwuręczny sejmitar) mężczyzna o skórze koloru czarnego i prostym imieniu Mo.
Mo opowiedział bohaterom, że wraz z Panią Kapitan Morganą on i jego załoga dostali się tutaj przez górski szlak, który został zablokowany przez giganta, gdy ten dziesiątkował ich grupę.
Nagle cała osada zatrzęsła się w posadzie i dało słyszeć się potężne uderzenia w budynki. Wśród wrzasków nocy pojawiły się nowe nie ludzkie ryki, dzięki dokładnej obserwacji Guldan był w stanie dojrzeć kształty wcześniej widziane w lesie z którego przybyli. Leśne Wichty i Skazy oblegały miasto. Przed ponowną ucieczką do tunelu Bohaterowie ujrzeli na tle księżyca, lokalnego Giganta walczącego z wielką górą pnączy.
Po powrocie do Budynku kompanii, drużyna ostrożnie sprawdziła parter budynku w poszukiwaniu wrogów ale jedyne co znaleźli to szczątki zabitych w torturach jeńców. Po wejściu na wyższą kondygnację, w wyrwie ściany Bohaterowie ujrzeli plac na którym kobieta nazwana przez Dużego Mo Panią kapitan, walczyła ze wszystkim próbującym ją upolować w mroku nocy.
Łuna ognia wytyczała krąg w którym kobieta broniła się przed napastnikami.
Offline